|
Metafora dopełniaczowa |
Najbardziej zachwycającą metaforą dopełniaczową, jaką ostatnio zobaczyłam, jest kran pościeli. Dla kranu znalazło się miejsce w tekście okolicznościowym o wojnie polsko – bolszewickiej. Ktoś opublikował go w znanym serwisie literackim. Jak zapewniał autor pomysłu poetyckiego (zdziwiony, że można nie rozumieć tak prostej rzeczy) – kran pościeli oznaczał wyśnioną, a następnie zmytą nadzieję. Poeta reklamował mi prostotę skojarzenia. A ja, czytelniczka, nie potrafiłam samodzielnie odgadnąć znaczenia kranu bielizny pościelowej w wojnie toczonej blisko dziewięćdziesiąt lat temu. W końcu, bezradna, zapytałam o sens w komentarzu. Skutkiem poszukiwań było postawienie znaku zapytania. Na pytanie odpowiedział autor, nie wiersz.
Brzydka, gdy niemodna
Krytykom literackim dziś rzadko podobają się metafory dopełniaczowe. A twórcy ich bronią jak lwy. Wołają: Ach, och! Nie zrezygnuję z pięknej metafory mej, tylko dlatego że jakiś krytyk sarka: ble! Piszącym wydaje się bowiem, że jedyną przyczyną odrzucania środka stylistycznego jest niczym nieuzasadniona niechęć współczesnych. Fumy i snobizm. Ot, metafora niemodna, więc się nią pomiata. A krytyk, paskudna figura, ulega presji środowiska literackiego; bezmyślnie powtarza, co nakazuje trend. Metafora dopełniaczowa staje się w ten sposób niemal metaforą wyklętą, co w oczach niejednego marzycielskiego poety pewnie dodaje jej urody.
Jednak nie zawsze
metafora dopełniaczowa naraża na krytykę, ponieważ wypadła z obiegu i jaśniepański kaprys wyrzuca ją z salonu. Rzeczywiście miewa wady. Może szpecić wiersz.
Po pierwsze – najłatwiej
Technicznie jest łatwiutka do stworzenia. Łączysz dwa wyrazy jak spinaczem – i koniec. – I co z tego? – może powiesz. – Najprostsze jest najpiękniejsze. Odpowiem: Bywa, a nie - jest zawsze i obowiązkowo. I nie w każdym tekście każde proste sprawdzi się jako jego część.
Oderwę dwa ogniwa od łańcucha przy psiej budzie w gospodarstwie agroturystycznym i wrzucę zdobycz do zupy ogórkowej. Mają prostą budowę. Dlaczego więc mało kto na widok pary owali z metalu we własnym talerzu pomyśli: o, niczego piękniejszego w życiu nie zobaczę?
Po drugie – zwodzi
Wabi autora złudną łatwością montażu i dlatego masowo trafia do tekstów zamiast innego możliwego środka stylistycznego. Dla tych, którzy nie radzą sobie ze słowem i poezją, okazuje się idealnie łatwym do kupienia wytrychem do wiersza. Nie trzeba myśleć nad liryką, można się do niej włamać. Nie trzeba zdobywać, można lecieć na skróty. Poeci, przekonani, że ten rodzaj związku wyrazów przyniesie wierszowi same korzyści, są skłonni wiązać słowa w pary bez specjalnego namysłu, chociaż przy zamiennej konstrukcji zastanawialiby się może nieco dłużej. Dostępność – jak się okazuje – zwiększa, a nie zmniejsza ryzyko popełnienia omyłki poetyckiej, zafundowania poezji nietrafnych skojarzeń. Zbudowanie wartościowej metafory dopełniaczowej wymaga - wbrew popularnym przeświadczeniom - niesamowitej precyzji, aby nie spudłować, nie zrujnować znaczeń w wierszu. Gdy autor ślepo uwierzy w niezawodność mechanizmu z dopełniaczem, nieprzemyślana przenośnia rozłoży wiersz.
Po co słowa mają mówić w duecie? Wiesz, po co je swatasz do tekstu?
Po trzecie – cokolwiek z czymkolwiek
Eksperymentalne łączenie wyrazów na chybił trafił stanowi nie lada pokusę. Niektórzy poeci nazywają ją weną. Wena, niestety, potrafi bełkotać w ucho, a zakochany w niej twórca słyszy anielskie cuda i czasami natchnione pisanie oznacza - koszałki. Zdezorientowani czytelnicy pytają o sens metafory, a poeta dopiero wtedy rozpaczliwie szuka dla niej motywacji i często zaczyna dodatkowo bredzić w przypisach autorskich do wiersza.
Po czwarte - twórcza wolność
Autor często ogłasza twórczą wolność. Ma ona rzekomo polegać na absolutnym braku reguł: składnia i znaczenie słów zależą ponoć wyłącznie od widzimisię artysty. Wolność = dowolność. Tak rozumiany dobry wiersz przypomina ostrego wariata lub ciężko rannego. Tylko że człowieka nie obarcza się życiowymi wymaganiami, póty, póki nie wydobrzeje, ponieważ zakłada się, że im nie sprosta; zwyczajnie potrzebuje odpoczynku, by zdrowiał, odzyskał sprawność. A dlaczego poeta nie chce wymagać choćby odrobiny dyscypliny językowej i sprawności od własnego wiersza, zwalnia go beztrosko na zawsze z wszelkich obowiązków? Nie wiem.
Tylko po co? Po co?
Na poczekaniu, bez natchnienia, nietrudno składać metafory dopełniaczowe w stylu dowolne z dowolnym: pantofel włosów, włóczka usterki, paprotka konserwy, meteoryt sałatki, szafot kalosza, łosoś pstrąga, drwal kurtyny, wieszak dżungli, saksofon grypy, szyja nicości, pajac szpiku, zamek pociągu, stół skarpetki, confetti segregatora, dziewica grzebienia, mrok selera, witraż plecaka, komandos gumki itd., itd. Zabawa w tego typu połączenia rozwija wyobraźnię. Możesz wypisywać na kartce parki wyrazów i szukać łączników, które realnie motywują skojarzenie. Szukanie wspólnych cech w odległych obiektach rozrusza umysł.
Liczenie do dziesięciu
Zanim jednak wpisze się zestawienie w wiersz, warto rozważyć decyzję co najmniej trzykrotnie, a później i tak jeszcze profilaktycznie policzyć przynajmniej do dziesięciu. Dlaczego? Chociażby dlatego, że metafora dopełniaczowa to często - jak podpowiada doświadczenie na portalach literackich - logo wierszy pisanych przez autorów, którzy, jak tonący brzytwy, trzymają się kurczowo jednej matrycy, wciskają w wiersze jednostajnie bezpieczne i raz na zawsze wyuczone chwyty poetyckie, nie umieją poruszać się w więcej niż jednym wzorcu. Inny z powodów: czytelnik może mieć kłopot z właściwym rozpoznaniem Twojego skojarzenia, jeśli będzie zbyt wydumane. Okaże się mniej bystry od Ciebie. Tak jak ja nie okazałam się wystarczająco inteligentna, by domyślić się, że kran pościeli oznacza zmytą wyśnioną nadzieję.
Równowaga między indywidualnym a wspólnym
Bazowanie w wierszu na skrajnie indywidualnych pomysłach - bywa chybionym wyborem. Znaczenie metafory pozostanie dla odbiorcy tajemnicą. Będziesz jedyną osobą, która rozumie wielkość pomysłu. Czytelnicy powiedzą: ta przenośnia wzięła się z sufitu. Na pewno o to Ci chodziło, gdy pisałeś, pisałaś wiersz? O triumf w osamotnieniu? O radość wynikającą z faktu, że nikt nie wie, o czym i po co mówisz?
Po piąte – blask oczu
Z pozornej łatwości metafory dopełniaczowej wynika następna trudność. Otóż skoro dla Ciebie – być może – skojarzenie bez dłuższych poszukiwań dwóch rzeczowników stanowi atrakcję, to może byli już autorzy, którzy kojarzyli je równie bezproblemowo. Owszem. Byli. W przeszłości, tak jak i dziś, sięgali po metafory dopełniaczowe chętniej niż po inne. Dlatego wśród tego typu konstrukcji najliczniej pokutują połączenia wyświechtane. Gdy ktoś decyduje się na przenośnię z dopełniaczem, może się z bólem dowiedzieć po wystawieniu wiersza dla publiczności, że od identycznych odkryć roi się w poezji. Blask oczu, krople smutku, płacz deszczu, sen życia, krzyk milczenia itp. zgrane pomysły poetyckie skazują tekst na opinię: wtórny, banalny. Z nimi wiersz starzeje się błyskawicznie w trakcie pisania. Zanim go dokończysz – umrze. A kiedy opublikujesz – będzie upiorem.
Esencja
Nie chodzi o wyrzekanie się metafory dopełniaczowej, tylko o to, by nad nią myśleć. Przyglądać się jej najuważniej, jak można, i robić z niej fragment wiersza dopiero, gdy jest się rzetelnie pewnym, że trafniejszych od niej słów w zamian - nie ma.
|
Zabrania się kopiowania, redystrybucji, publikowania, rozpowszechniania, udostępniania czy wykorzystywania w inny sposób całości lub części treści zawartych w serwisie internetowym e-poezja bez zgody autorów.
|